ManifA — Manifest Antydyskryminacyjny

>> MANIFA <<

MANIFEST ANTYDYSKRYMINACYJNY
manifest powstał jako wynik prac CES (Centrum Ekwilizmu Społecznego IP)

Ekwilistyka społeczna to nurt wyrastający z dążeń człowieka do sprawiedliwego, a więc ogólnie równego traktowania każdej istoty ludzkiej bez względu na płeć, kolor skóry czy włosów, styl ubioru, zdrowie itp. Ekwilistyka jest pójściem o krok dalej w stosunku do ruchów, które wywalczyły już dawniej równe prawa kobiet i mężczyzn oraz tzw. prawa człowieka.

Niestety, z ubolewaniem, zauważyliśmy, że wiele ruchów, które początkowo miało na celu wyrównanie praw różnych ludzi, zamieniło się z czasem w organizacje dążące do zwiększenia praw pewnych grup ludzkich kosztem praw pozostałych ludzi. Do takich organizacji można zaliczyć większość (choć nie wszystkie) organizacje feministyczne oraz w mniejszym stopniu niektóre organizacje religijne, mniejszości etnicznych itp.

Ponieważ konstytucje większości państw związanych z kulturą okcydentalną, zawierają zapisy o równości ludzi wobec prawa, więc wszelkie inne zabiegi jakie mają pozornie na celu wyrównanie praw ludzi ze względu na zewnętrzne wyróżniki takie jak płeć, kolor skóry, przynależność etniczna czy religijna (widoczna np. w elementach stroju) jest de facto pogwałceniem prawa równości.

Ludzie płci żeńskiej (kobiety) nie są traktowane równo, a wręcz obraża się ich możliwości rozwoju osobistego, gdy chce się odgórnie i arbitralnie decydować o tym ile procent tychże ludzi ma zasiadać w parlemencie czy w zarządach korporacji. Śmieszność i infantylność takich rozwiązań uwidacznia się wtedy, gdy zrozumiemy, że równie dobrze można by było walczyć o parytety ludzi niskich, grubych, blondynów, rudych, protestantów, żydów, ludzi kalekich itd.

Równość nie oznacza, że osobom w przeszłości poszkodowanym teraz ma być lepiej niż pozostałym. Równość oznacza, że każdy ma równe szanse. Jeśli kobieta, indianin, rudy, żyd czy kaleka, chcą się dostać do parlamentu, to nikt nie czyni im przeszkód. W demokracji każdy może wygrać. Decyduje społeczeństwo. W przypadku kobiet jest to o tyle proste, że jest ich z grubsza połowa, więc nawet nie można czynić zarzutów (jak w przypadku ludzi o rzadkich wyróżnikach), że mogą mieć problem z wygraniem wyborów ze względu na to, że jest ich mało.

Jeśli ludzie płci żeńskiej są równie dobrzy w zarządzaniu spółkami, to nie ma problemu, by istaniały spółki, których właścicielami są także ludzie płci żeńskiej, którzy to ludzie zatrudniać będą nie tylko mężczyzn ale i kobiety do swych zarządów.

Nasze Centrum pamięta jednak, że ludzie jako tacy równi fizycznie i psychicznie nie są; ludzie są różnorodni i ta różnorodność będzie decydować o tym, że statystycznie pewne wyróżniki będą preferować dane osoby do wykonywania lepiej pewnych zawodów. Nie jest to jednak powód, by na siłę dawać przywileje tak ogromnej grupie jaką są np. ludzie płci żeńskiej.

Każde tworzenie parytetów w oparciu o pozamerytoryczne uwarunkowania, jest de facto dykryminacją ludzi ze względu na te uwarunkowania. Gdy więc wprowadza się udogodnienia dla ludzi ze względu na płeć żeńską lub ciemny kolor skóry, dyskryminuje się tym samym ludzi o innej płci czy innym kolorze skóry. Choć być może, ludźmi, którzy chcą wprowadzać takie parytety, kieruje chęć wynagrodzenia krzywd danej grupie ludzkiej, lecz przecież nie można stosować odpowiedzialności zbiorowej i nagradzać dzisiejszym kobietom, murzynom, kalekom, cierpień jakich zaznaly zupełnie inne osoby. Dzisiejsi ludzie są równi wobec prawa, więc dziś jest za późno, by komuś coś „wyrównywać”. Poza tym potomkami uciskanych kobiet są zarówno kobiety jak i mężczyźni, a skoro dziś panuje prawna równość, więc nikomu nie należy się nadmiarowe zadośćuczynienie za ewentualne cierpienie przodków.

CES pragnie by wahadło równości nie przechylało się na żadną stronę. Nie ma sensu zarówno odebranie systemowe jakichkolwiek praw ludziom o jakiejś jednej płci, a tym bardziej sensu nie ma nadawanie im nadmiernych przywilejów. Każde bowiem takie działanie łamie zasady ekwilistyki.

Feministki nie powinny bronić „praw kobiet”, bo dla rozsądnych osób brzmi to jak bronienie „praw blondynów”. Osoby, którym zależy na równości powinny bronić praw wszystkich ludzi, a nie tylko tych charakteryzujących się konkretną płcią. Bo właśnie z zasady równości płci wynika jasno, że nietaktowne jest w aspekcie prawa mówić w ogóle o płci. Skoro kobiety i mężczyźni są równi, to przestańmy mówić o tych płciach a zacznijmy mówić o LUDZIACH.

Stąd też płynie wniosek, że wszelkie ugrupowania (np. feministyczne), które zakładają „partie kobiet” de facto obrażają inne kobiety nadając im status społecznie upośledzonych, które potrzebują ekstra wsparcia, bo same nie potrafią sobie poradzić.

Co prawda w społeczeństwie nie każdy bywa tolerancyjny (do czego w wolnym państwie powinien mieć prawo), ale cóż obchodzić może światłych ludzi, że są tacy co uważają że Ziemia jest płaska? Jeżeli z głupoty płynie jakakolwiek dyskryminacja, to albo trzeba to ignorować albo z tą głupotą walczyć poprzez sprawniejszą edukację. Jednak z głupotą nie wygrywa się inną głupotą. Tworząc przywileje dla jakiejś płci udowadniamy, że coś z tą płcią jest nie tak… A skoro płcie mają być równe to pozostawmy je samym sobie na wolnym rynku. Jeśli na rynku będą istnieć jakieś mity utrudniające określonym ludziom życie, to trudno, należy kpić z tych mitów jak mędrzec kpi z głupoty. Złym jest rozwiązaniem budowanie całej infrastruktury prawno-administracyjnej by walczyć z mitami, one na to nie zasługują. Jeśli nie niosą żadnej prawdziwej informacji, takie mity same umrą przytłoczone wielką masą praktycznych przykładów na ich fałszywość. Jeśli więc są ludzie, którzy twierdzą, że kobiety są głupsze, murzyni leniwi, a cyganie kradną, to należy ich pozostawić z ich przesądami, bo tylko ktoś zakompleksiony będzie się denerwował na to, że ktoś inny jest głupi.

Najbardziej uwłaczające dla danej grupy osób jest właśnie ochrona prawna, która wskazuje na jakąś gorszość tych ludzi, którzy sami nie radzą sobie w życiu. Mądre kobiety irytuje to, że ktoś chce objąć je jakąś ochroną. Tak samo denerwują się mądrzy murzyni, żydzi i inne grupy, gdy okazuje się, że np. uderzenie zwykłego człowieka jest zagrożone inną karą niż uderzenie człowieka o innym kolorze skóry czy wyznaniu. Jeśli samo prawo dzieli ludzi ze względu na płeć, kolor skóry, wyznanie, to tym samym daje podstawy do uważania, że coś z tymi grupami ludzi jest nie tak…

Dla państwa ludzie powinni być tylko ludźmi, a to co ewentualnie powoduje, że danej grupie ludzi należy pomóc, to czynniki obiektywnie utrudniające życie (np. kalectwo), a taka pomoc odbywać się powinna tylko na wyraźnie życzenie zainteresowanego, bo przecież nie każdy niepełnosprawny chce być traktowany litościwie. Niektórzy mimo kalectwa, świetnie dają sobie radę, prowadzą firmy, uprawiają niebezpieczne sporty, mają rodziny i przyjaciół…

Nawet, gdy państwo chce wspierać np. osoby w ciąży to nie powinno się używać sformułowania „kobieta w ciąży” lecz „człowiek w ciąży”, gdyż zawsze istnieje potencjalna możliwość, że jakiś mężczyzna zajdzie w ciążę. A dla państwa powinno to być obojętne kto rodzi dziecko, bo pomoc jest dla człowieka w określonej sytuacji a nie dla płci. Oczywiście nie powinno się rezygnować z używania słowa „kobieta” czy „mężczyzna” – chodzi tylko o pokazanie urzędnikom, że de facto słowo kobieta=człowiek=mężczyzna (pod względem prawnym). Z powodu uwarunkowań biologicznych pewnie nie prędko zajdzie możliwość zajścia w ciążę mężczyzn, więc powyższy postulat używania sformułowania „człowiek w ciąży” należy rozumieć filozoficznie a nie dosłownie, zwłaszcza, że jeśli zdefiniujemy biologicznie kobietę jako człowieka, który rodzi dzieci, to wtedy każdy mężczyzna, który zajdzie w ciążę spełni tę uproszczoną definicję i stanie się de iure „kobietą w ciąży”.
Życie w minimalnym stopniu powinno składać się z zakazów czy nakazów. Zwłaszcza wynikających z infantylnego podejścia do jakiegoś problemu.

Z drugiej strony ludzie są różnorodni a każdy parametr grupujący będzie musiał też wpływać na statystykę pewnych właściwości danej grupy. Nie można jednak na siłę oburzać się na wyniki badań statystycznych. Jeżeli nawet pewne grupy ludzi statystycznie są głupsze, bardziej leniwe, bardziej agresywne itp. to jest to tylko statystyka. Ludzie mają prawo kierować się statystyką w swej prywatnej ocenie innych ludzi; jest to ich prywatna opinia. W demokratycznym państwie każdy ma prawo do własnej choćby głupiej opinii. Jedynie państwo (rząd i urzędnicy) muszą wykazać się mądrością i nie stosować uproszczeń.

Oczywiście ludziom pokrzywdzonym przez błędne opinie oparte na prawdziwych lub co gorsza fałszywych statystykach, należy pomóc nie w ten sposób, że obdarza się ich nadzwyczajnymi uprawnieniami, ale poprzez nauczenie ich, że reagowanie depresją lub agresją na cudzą głupotę jest niedojrzałe. Ofiarą głupoty nie jest jej cel tylko jej źródło. Jedyne komu należy współczuć to ludzie, którzy żyją w ciemności swej głupoty.

Różnice między ludźmi przekładają się na pewne uwarunkowania tradycyjne. Niektóre z tych tradycji są miłe i ich kultywowanie nie jest oznaką głupoty lecz rodzajem wysokiej kultury. Jeśli więc ktoś całuje kobietę w rękę czy przepuszcza ją przodem, nie oznacza, że nie ma do niej szacunku, czy też, że uważa ją za gorszą od siebie. Osoby agnostyczne, niewierzące w boga, bardzo często zbierają się przy choince przy okazji świąt bożego narodzenia. Robią to, bo zwyczaj ten im się podoba. Tak samo przyjemne może być kultywowanie innych zwyczajów, za którymi nie kryją się głupota lub nienawiść.
Warto zauważyć, że o ile feministki krytykują zwyczaj całowania w rękę jako wskazujący na inność kobiet, to nie przeszkadzają im już parytety. Ale przecież całowanie w rękę nie daje realnych korzyści, a wymuszenie miejsc w parlamencie czy w zarządach spółek dla aktywistek daje już konkretne i wymierne korzyści finansowe. Czyżby więc walka feministek dotyczyła tylko korzyści majątkowych a nie równości?
Można zrozumieć gesty feministek, gdy próbują rewanżować się całowaniem w rękę mężczyzn, ale tylko wtedy gdy gest ten ma podkreślać prawną równość obu płci. Natomiast jeśli gest ten jest tylko infantylnym buntem przeciw tradycji, to przestaje mieć zupełnie sens.
Buntując się przeciw tradycjom religijnym czy obyczajowym, często człowiek działa przy pomocy emocji a nie rozumu. Skutkiem tego jest całkowite odrzucenie wszystkiego co wiąże się z taką tradycją, nawet jeśli to coś było dobre. Niedojrzali ateiści, odrzucając religijną wiarę, chcą sami siebie upewnić, że zrobili dobrze, więc teraz walczą z każdym przejawem religijności i z każdym symbolem religii jakby to ta religia była ich najważniejszym wrogiem. Tymczasem agnostycy, którzy wiarę odrzucili poprzez rozumowe dociekanie, nie muszą uciekać się do żadnych demonstracji, potrafią akceptować dobre strony systemów religijnych, potrafią spędzać święta przy choince czy opowiadać dzieciom o św. Mikołaju.
Podobnie jest z ludźmi płci żeńskiej, które z powodu buntu będą odrzucać wszelkie tradycje wyrosłe na funkcjonalnym podziale społeczeństwa na płcie. A przecież nie wszystkie pozostałości tego starego systemu muszą być negatywne.

Gdy osoby szukające sprawiedliwości i prawdy uciekają od systemu niesprawiedliwego, to często niestety z rozpędu dążą do systemu odwrotnego, w którym znów brak jest sprawiedliwości. Takie wahadło jest charakterystyczne dla socjologii tłumów, które posiadają olbrzymią bezwładność w rozpędzaniu się od jednej idei do drugiej i nie umieją zatrzymać się w punkcie równowagi i harmonii.

Często przyczyną tego stanu rzeczy są właśnie wspomniane kompleksy, ludzie o konkretnych wyróżnikach sami widzą siebie jako gorszych a lęk przed społecznym odrzuceniem jest tak duży, że osoby takie walczą o przywileje dla siebie lub wręcz o likwidację innych grup społecznych. Postulaty radykalnych feministek godzą nie tylko w godność kobiet, ale właśnie w godność ludzi jako takich. Ale przede wszystkim znamionują wielkie problemy osób, które są tak bardzo niepewne swej ludzkiej wartości, że aż muszą szukać siły w mistyce magicznych mocy jakie tkwią np. w kobietach. Własna niska samoocena pcha takich ludzi płci żeńskiej do śmiesznych (dla większości rozsądnych ludzi) postulatów zmian słów (np. history na herstory), byle tylko stworzyć nową wirtualną rzeczywistość, w której to właśnie ta cecha człowieka (żeńska płeć) jest mistycznym powodem do dumy. Działania takie przypominają gry RPG, w których zawodnicy zupełnie na serio prowadzą wojny i działania w świecie fantazji. Bardzo zatwardziali gracze RPG prawdopodobnie na codzień czują się rycerzami, używają swoich imion z gry, noszą ze sobą amulety i tworzą sobie nową rzeczywistość, w której przyjemniej jest żyć. Jednak gracze RPG nie próbują zmieniać prawa, nie narzucają nikomu wiary w smoki, nie chcą zmieniać nazwy kraju na Smokoland itp.; uważalibyśmy zresztą, że są to postulaty conajmniej żartobliwe i nikt nie brałby ich na serio. Tymczasem infantylne postulaty radykalnych feministek są często poważnie rozważane na wielu uczelniach, przez wiele samorządów, instytucji czy też nawet przez rządy niektórych krajów. Wydaje się, że w dobie demokracji jedyną siłą jaka utrzymuje sztuczną powagę tych postulatów jest poprawność polityczna. W społeczeństwie, gdzie emocje są ważniejsze od rozumu, każda uciśniona mniejszość jest hołubiona i poddawana emocjom litości. Z tej litości płynie niepisane prawo, by takim mniejszościom (jak rozbrykanym dzieciom) pozwalać na więcej. A każdy kto krytykuje takie poszkodowane grupy społeczne jest postrzegany jako nieczuły drań, który chce utrzymać taki system, który tę grupę trzyma w ucisku.
Szkoda tylko, że ludzie nie użyją swoich rozumów, dostrzegli by wtedy, że największy ucisk takiej grupie przydają właśnie poglądy i działania takich infantylnych bojowników i pseudoidealistów.

Dlatego też zachęcamy wszystkie feministki oraz inne grupy walczące o równość dla wąskich grup ludzi, by zaczęli walczyć o równie prawa dla wszystkich.

Tak jak niektóre kobiety bardzo chcą być mężczyznami tak i mężczyźni mają prawo chcieć choć przez chwilę być jak kobieta. W wolnym kraju każdy ma prawo do tego by wejść w cudzą rolę. Płeć jako parametr czysto biologiczny nie powienien nikogo obchodzić (poza może lekarzem, który szuka przyczyn jakiejś choroby). 

Nasza równość zaczyna się w naszej głowie. Gdy poczujemy się ludźmi (a nie tylko kobietami, mężczyznami, blondynami, żydami, katolikami itd.) wtedy naprawdę będziemy wolni i równi. Jeśli jednak sami zbudujemy sobie więzienie w swym umyśle i sami będziemy traktować się jak coś gorszego, to wtedy nic już nie pomoże, bo nasza podświadomość i tak będzie nam ciągle przypominać, że czegoś nam brak do ideału do jakiego nam tęskno.

Kiedyś mędrzec spytał pewną kobietę czy stwierdzenie „dzielimy się na ludzi i kobiety” jest obraźliwe dla kobiet. Ta bez wahania odrzekła, że owszem jest to obraźliwe dla każdej kobiety. Wtedy mędrzec zapytał: a dlaczego Ty uważasz, że słowo „kobieta” oznacza coś gorszego od słowa „człowiek”? Na to kobieta zmieszała się i spostrzegła, że właściwie sama traktuje kobiety jako coś gorszego, sama nie potrafi nauczyć się myśleć o kobietach jako o czymś równym mężczyźnie, a pod niektórymi względami (statystycznie) nawet go przewyższającym.

Stosowanie parytetów wymaga sprawdzania płci każdego człowieka (pracownika, prezesa, posła, senatora, prezydenta czy kandydata na którekolwiek stanowisko). Ale skoro konstytucja mówi o równości płci wobec prawa, to oznacza to, że każdy obywatel ma prawo do utrzymania informacji o swej płci w tajemnicy. W końcu skoro zatrudniamy człowieka i jego biologia nie ma wpływu na wykonywaną pracę, nie ma więc potrzeby wiedzieć czy dana osoba jest mężczyzną czy kobietą. Jak już wspomnieliśmy powyżej, urzędników nie powinna interesować płeć obywatela, bo to jego prywatna sprawa. Jednak stosowanie parytetów wymagać będzie podania informacji o swojej płci. Płeć stanie się znów ważnym czynnikiem decydującym o losie kariery. A to jest niezgodne z konstytucją RP i duchem sprawiedliwości. Dążyć należy do wykreślania kwestii płciowych z ustaw i rozporządzeń, które traktować muszą ogólnie o ludziach, bo przecież płeć nie stanowi o gorszości żadnego człowieka, więc wpisywanie w ustawy tej właśnie cechy jest wysoce niemoralne i wysoce szowinistyczne.

Za Wikipedią warto wskazać, że w 2005 roku Trybunał Konstytucyjny Słowacji uznał przepisy o parytetach za niezgodne z konstytucyjną zasadą równości wobec prawa. Natomiast w 2010 roku w szwedzkie ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego podjęło decyzję o zniesieniu parytetów na uczelniach po tym jak zostały one oprotestowane przez kobiety, które nie dostały się na studia na kierunku psychologia, zaś ich miejsca zajęli na mocy parytetu mężczyźni, którzy uzyskali niższą punktację. Prezydent Łotwy Vaira Vike-Freiberga skrytykowała parytety, gdyż jej zdaniem skutkują one jedynie zatrudnianiem osób o niewystarczających kompetencjach, ale o aktualnie promowanej płci. Według niej prawo antydyskryminacyjne jest wystarczającym i skutecznym środkiem ograniczania wykluczenia ze względu na płeć. W Norwegii 40-to procentowy parytet na korzyść kobiet doprowadził do powstania kasty tzw. „złotych spódniczek” czyli grupy kobiet wyspecjalizowanych w zasiadaniu w radach nadzorczych wielu spółek na raz. Warto zauważyć, że kobiety z grupy „złotych spódniczek” wykorzystały niechęć innych przedstawicielek swojej płci do pracy w zarządach, by się wzbogacić poprzez zasiadanie w wielu zarządach na raz, co prawdopodobnie negatywnie wpłynęło na ich zaangażowanie w prace tychże zarządów. 

Ekwilistyka społeczna gani również prawo, które zabrania komuś wolności w doborze ubioru. Takie niekonstytucyjne i niezgodne z prawami człowieka obostrzenia wprowadzono np. we Fracji, gdzie zakazano obywatelom chodzić do szkół w strojach związanych z religią. I znów jest to przykład, gdy dobre intencje i wahadło zmian minęły punkt równowagi, by walcząc z jedną niesprawiedliwością wprowadzić nową. Bo ustawa taka wprowadza podział odzieży na zwykłą (np. sportową, balową, dyskotekową, erotyczną, biurową itd.) oraz na odzież związaną z religią. Religia stała się czynnikiem, który wpływa na to czy strój jest legalny czy też nie. Łamie to jednak podstawową zasadę państwa prawa, a więc wolności religijnej. Każdy ma bowiem prawo założyć dowolny strój i nie powinien musieć się tłumaczyć czy np. habit jest ekstrawagancką formą nowoczesnego ubioru dyskotekowego czy też ma być symbolem wiary danego człowieka (np. wiary w Latającego Potwora Spaghetti). Prawo nie może bowiem w ogóle pytać obywateli o wyznawaną przez nich religię by na tej podstawie oceniać czy dany człowiek postępuje legalnie czy też nie. 
Jest to przykład identyczny do prawa parytetów dla ludzi płci żeńskiej; prawo znów dzieli ludzi ze względu na wyróżnik jakim jest religia, a ta nie powinna urzędników w ogóle interesować.

Społeczeństwa zachodnie mają coraz większy problem w dostrzeżeniu różnicy między prawem rozsądnym a karykaturą prawa. Coraz mniej ludzi dostrzega, że „król jest nagi” a także coraz mniej tych, którzy to widzą, decydują się na to by wykrzyczeć prawdę.

My się nie boimy mówić prawdy. Zapraszamy do zastanowienia się nad tymi kwestiami oraz do dyskusji. Warto powstrzymać niszczenie zdobyczy sufrażystek, które wywalczyły równe prawa dla kobiet. Szanujmy równo wszystkich ludzi.

Spodobał Ci się artykuł?
Polub nas na Facebooku!


———————-

Informacja językowa: używane przez nas słowa typu „kaleka” czy „murzyn”, które zostały zepchnięte na margines przez politycznie poprawne elity, nie oznaczają w naszych tekstach nic ponad to co przypisuje im klasyczny słownik języka polskiego; słowa takie, wbrew pozorom, nie muszą nikogo obrażać; a my właśnie nie mamy zamiaru nikogo poniżyć, gdyż uważamy wszystkich ludzi za równych wobec prawa i równie zasługujących na szacunek jaki należy się każdej ludzkiej osobie; jednak szacunek ten nie może być sztuczny i powierzchowny, a więc wyrażany właśnie poprzez używanie milszych i bardziej litościwych fraz językowych. Prawda choć nieprzyjemna, jest tylko prawdą i nie oznacza braku szacunku. Wydaje się wręcz, że przymilne nazywanie pewnych ludzi neologicznymi frazami, wynika właśnie z przeświadczenia o gorszości tychże ludzi; bo przecież skoro są gorsi, to trzeba im to jakoś zrekompensować. Litujemy się więc nad ludźmi, których uważamy za gorszych i w ramach tej litości i łaski, stosujemy słowa, które nie oddają prawdy lecz dają złudzenie osobie „gorszej”, że nie dostrzegamy wyróżników, które uważamy za godne litości.
CES chce powstrzymać tę infantylną wojnę ze słowami. Słowa te najczęściej nie posiadają pejoratywnego znaczenia w klasycznym ich rozumieniu. Ale jeśli ktoś wstydzi się swej ewentualnej słabości, to z powodu tego kompleksu będzie nadwrażliwy i chętnie dostrzeże w zwykłym słowie jakąś kpinę, nienawiść, poniżenie. Ale te cechy nie tkwią w słowach, ale ewentualnie w ludziach.